. O KARPIU, KTÓRY ZOSTAŁ ZŁOTĄ RYBKĄ
Ale niespodzianka! Mówię Wam. Co ja mówię? Przecież ja nie mówię, bo ja jestem rybą, a ryby głosu nie mają. No, chyba, że grube ryby. Ale ja jestem zwykłą rybą. Ale zapomniałem -dziś jest Wigilia i zwierzęta mówią ludzkim głosem. Dlatego mówię. No dobra, skoro mówię, to opowiem Wam, jakie miałem szczęście. Jak wspomniałem, jestem zwykłą rybą, ani grubą, ani chudą. Ale to co mnie spotkało, to naprawdę wyróżnienie godne wieloryba.
Urodziłem się jakiś czas temu w normalnym stawie, woda w nim była taka sobie, jak dla leszczy, ale towarzystwo za to było ekstra. Same karpie królewskie i ani śladu szczupaka.
Żyć, nie umierać! Co pewien czas sypano nam do stawu różne takie rzeczy , to je zjadaliśmy. W sumie było spoko. Nie, nie, przepraszam sumów w stawie nie było, jak wspominałem, tylko same karpie. No dobra, rozgadałem się o tym stawie za bardzo. W każdym razie, gdy zrobiło się zimno i nawet woda zaczynała zamarzać przy brzegu stało się trochę nieznośnie.
Cały czas ziąb i do tego mokro. Na szczęście, gdy spadł śnieg i lód skuł staw porządnie, przyszedł nam z pomocą człowiek. Trafiłem wraz z innymi karpiami do takiego czegoś wielkiego, co mnie ściśniętego z innymi wyciągnęło z wody na mroźne powietrze. Przyznam, że ze złości zakląłem "O kurka wodna", ale po prostu nie wiedziałem, że to był początek wspaniałych przeżyć. Ale nieświadomość czyni człowieka... sorki, rybę, niewdzięcznikiem.
Tym bardziej, że to nie był koniec tymczasowej udręki. Wrzucono mnie do dużego pojemnika z wodą, gdzie wraz z nadmierną ilością moich pobratymców byłem wieziony w nieznane. Czuliśmy się jak śledzie w beczce. Musiałem się chyba zdrzemnąć, bo nie zauważyłem, kiedy trafiliśmy w tym pojemniku do jakiegoś ciepłego, dużego i mocno oświetlonego miejsca. Tu wyciągali nas po jednym lub po dwa i oddawano w ręce ludzi, którzy szczęśliwi odchodzili gdzieś ze swymi pupilami. Dobrze słyszycie. Jak się okazało później mieliśmy się stać zwierzątkami domowymi.
I mnie wyciągnięto i włożono do plastikowej torby. No ten środek transportu też nie był zbyt przyjemny, bo nie miałem czym oddychać, ale na szczęście już po chwili wrzucono mnie do dość dużego zbiornika z czystą wodą. Było to fantastyczne uczucie. Cały zbiornik tylko dla mnie! Warto było przejść te wszystkie niewygody, żeby teraz mieć to, co mam. Ba, już po chwili wsypano mi coś dobrego, od czego nie mogłem się oderwać zanim wszystkiego nie zjadłem. I cóż powiecie? Byłem syty, bezpieczny i do tego w luksusowych warunkach. Żyć nie umierać! Zrobiło mi się tak błogo, że postanowiłem się zdrzemnąć. Niestety nie dane mi było, bo podeszli do mnie dwaj mali ludzie i zaczęli mnie gładzić, zachwycać się mną
i szeptać mi czułe słówka. Zacząłem się popisywać moim pływaniem i pokazywać różne sztuczki. Ludziom się tak podobało, iż dali mi na imię "Będzie smaczny". Prawda, że fajnie? Nie wiem, co to oznaczy, ale to pewnie coś o moim pływaniu. Dość powiedzieć, że poczułem się członkiem rodziny, szybko też dowiedziałem się, że ci mali ludzie to są dzieci.
No i co na to powiecie? Nie jestem żadną płotką tylko królewskim!! Mam pewnie lepiej niż złote rybki w akwarium.
Zmieniono mi wodę w zbiorniku, na który oni mówią "wanna". I znów dostałem coś dobrego do jedzenia. Potem zgasili światło, więc poszedłem spać. Śniło mi się, że zbudowali dla mnie takie specjalne olbrzymie szklane akwarium, a ja się w nim popisuję moimi umiejętnościami pływackimi, szybkimi skrętami i poruszaniem wlotami oskrzeli. Nagle we śnie pojawił mi się rekin. Obudziłem się cały mokry z potu. No, ale na szczęście wciąż byłem w mojej wannie. Znów zasnąłem, ale tym razem przyśniła mi się olbrzymia orka. Znów obudziłem się gwałtownie i znów cały mokry. To już stało się męczące... Co ja jakiś węgorz jestem czy co? Postanowiłem nie spać już do rana.
A poranek przywitał mnie słodkim szczebiotem dzieciaków, które, jak dzień wcześniej, gładziły mnie i podziwiały. Ach jak to miło mieć rodzinę. Nie wiem tylko, dlaczego tato powiedział im, żeby mnie już nie karmili, bo przecież była to pora posiłku? I znów zmieniono mi wodę. Ci ludzie to naprawdę przesadzają z dogadzaniem mi. W stawie woda była o wiele brudniejsza i też jakoś się żyło. No, ale dobra. Nie ma co się przejmować, że ktoś chce stworzyć mi warunki jak na Wyspach Kanaryjskich.
Ale wyobraźcie sobie, że wkrótce znów zmienili tą wodę! O, a teraz zupełnie spuścili wodę. Będą czyścić wannę? Jak oni o mnie dbają! Mówiłem, że żyć nie umierać? O, wyjmują mnie teraz delikatnie, he,he,he, trochę gilgocze, ale to też bardzo przyjemne. O, wnoszą mnie do pomieszczenia pełnego różnych pięknych zapachów. Pewnie to aromatoterapia. To, co? Może jeszcze mi zrobią jakiś masaż albo saunę? Tak. Kładą mnie na takim drewnianym leżaku na stole do masażu. Co za luksusy!! O, mama doradziła żeby tata wziął tasak. Widzicie w tym domu są nawet specjalne narzędzia, żeby dogadzać rybom. Żyć nie umierać...! Dobra kończę, bo się masaż zaczynaaa... .
|