.

Ulubieniec zwierząt

Wszystko zaczęło się od jaskółek. Tak, na pewno to były jaskółki. Pewnego dnia Tomasz obudził sie w swym przepastnym łóżku i usłyszał ćwierkanie. Zaczął się przysłuchiwać i rozróżniać dźwięki; trzepotanie skrzydeł, stukanie dziobem o szybę, drobnienie nóżkami po parapecie. To były jaskółki. Zbudowały sobie gniazdko na połączeniu okna z górnym okapem i zamieszkały. Wyraźnie słychać było popiskiwanie małych. Duże jaskółki to przylatywały, to odlatywały. Tętniło życiem. Tomasz odwrócił się na drugi bok i pomyślał sobie: "To, że te ptaszki zbudowały sobie gniazdko właśnie u nas ma swoją wymowę. Oznacza to, że jesteśmy dobrymi ludźmi." Zrobiło mu się radośnie i zapragnął podzielić sie swym spostrzeżeniem z żoną. Potarmosił ją lekko i powiedział:
- Kochanie. Zagnieździły się u nas jaskółki. Mają tu już nawet małe. Czyż nie jest to szczęście, że nas lubią zwierzęta? One potrafią rozpoznać dobrego człowieka.
- Ee...tam.- odparła zaspana żona - zapaskudzą nam całe okno i jak ja to domyję?
- Co tam guano. Nie uważasz, że sam zaszczyt bycia ulubieńcem ptaków rekompensuje drobne niedogodności w postaci kupy na szybie? - starał się trywializować Tomasz.
- Nie. Tobie to łatwo mówić, bo to ja muszę myć te świństwa. - westchnęła Ewa czochrając włosy.
- Otóż oświadczam ci kochanie, że zobowiązuję się do dbania o okno.- aż dudniło tak łupnął się w pierś.
- Ty znowu to samo. Dobrze wiem, że i tak na mnie to spadnie.- ziewnęła Ewa i dodała - Najlepiej by było, gdybyś to jeszcze dziś zlikwidował.
- No coś ty - oburzył się Tomasz nie na żarty - przecież tam są pisklaki. Jak ja mógłbym zabijać takie wspaniałe ptaszki?
- Masz rację - zreflektowała się Ewa - ale jak już przyjdzie jesień, to proszę mi to zlikwidować.
-O.K.- padła odpowiedź kończąca dyskusję.
I tak jaskółki stały sie współmieszkańcami domu Sawickich.
Nie minął miesiąc a na balkonie, w skrzynce na kwiatki zaczęły przesiadywać dwa gołębie.
Tomasz zaczął je obserwować. Znów poczuł się dowartościowany i dumny. Następne ptaszki go lubią i czują się bezpieczne u niego. Zameldował to swojej ukochanej Ewuni, Niestety znów spotkał go mocny odpór.
- Nie. Jeszcze jaskółki, takie małe, to rozumiem, ale te olbrzymie to już naprawdę zasraja nam cały balkon.- zatrzęsło nią.
- Ależ kochanie. One dużo nie narobią. Przecież tylko siedzą w tej doniczce i już. Dzieci! Chodźcie obserwować gołąbki jak wysiadują jajeczka! - liczył na poparcie swych pociech.
Dzieci przybiegły i z dużym zainteresowaniem zaczęły wyglądać na balkon. Udało się!
Maluchy zaczęły się dopytywać czy będą mogły codziennie patrzeć na gołąbki wysiadujące jajeczka, a potem na pisklęta. No i gołąbki tez zostały.
Gdy w spiżarce pojawiły sie mrówki faraona Tomasz próbował wyjaśnić Ewie, że to świetnie, bo będą czyścić kuchnię z resztek, że wniosą odrobinę życia do tak nudnej kuchennej rutyny. Niestety. Ewa była mocno zmęczona współlokatorami. Zarządziła dezynfekcję. Tomasz się zdecydowanie sprzeciwił. Doszło do mocnej kłótni, ostrej wymiany zdań, czy jak tam to nazwać. Dość powiedzieć, że Ewa trzasnęła drzwiami, a Tomasz na złość rozsypał po całej kuchni cukier waniliowy... I wtedy właśnie sprowadziły się do domu karaluchy. Tomasz starał sie przekonać Ewę, że to nic strasznego, że w gruncie rzeczy w każdej kuchni, restauracji, barze czy stołówce żyją te stworzonka we wspaniałej symbiozie z człowiekiem. Ewa milczała i tylko od czasu do czasu po twarzy jej spływała łza.
Wraz z pierwszą myszą, która zaczęła buszować w pokoju dziecięcym, Ewa poszarzała
i wychudła. Gdy myszy było już całe stadko, nie słuchała argumentów Tomasza, tylko sama ustawiała pułapki z przynętą. Wyniosła sie do dużego pokoju i spała pod sama narzutą, a wszystko przez mole, które upodobały sobie właśnie pościel i kołdry od cioci Bożenki.
Gdy do domu sprowadziły się szczury, Ewa zabrała dzieci i wyprowadziła sie do rodziców.
Tomasz przestał się zachwycać swoją niebywałą rolą wybrańca zwierząt i postanowił zawalczyć ze wszystkimi współlokatorami. W tym celu wyszedł do sklepu po truciznę na szczury, pułapki na myszy (te, których używała Ewa już dawno były przez myszy pogryzione), kulki na mole, aerozol na insekty i dobry płyn do mycia szyb, oczywiście lepszy niż zwykłe płyny. Gdy już zaopatrzył sie w te wszystkie akcesoria powrócił do domu z postanowieniem rychłej rozprawy ze wszystkimi żyjątkami zamieszkującymi różne kąty mieszkania. Niestety, nie mógł dostać sie do środka, bo nie wiadomo dlaczego na jego wycieraczce położyły sie dwa olbrzymie wilczury z brudną sierścią i ukazywały ostre kły za każdym razem, gdy podchodził bliżej. Warczenie było już tylko ubocznym elementem dźwiękowym. Bał sie ich, więc odszedł od drzwi i zdecydował sie przeczekać noc na schodach. Nazajutrz spotkał go podobny los. Do końca tygodnia to samo, tylko na wycieraczce juz trzy psy. Wreszcie załamany i zrozpaczony podjął decyzję, aby się wynieść do rodziców, tak jak to uczyniła Ewa. Dzień był piękny i pachniało lipą. Tomasz postanowił ostatni raz rzucić okiem na swoje okna i balkon. I wtedy spostrzegł, że na balkonie zamieszkały orły bieliki... Naprawdę się ucieszył na myśl, jaki los mógł spotkać gołębie.
- I jeszcze polećcie do jaskółek - zawołał mściwie do orłów i z uśmiechem na twarzy osunął się omdlały na ziemię.